Świeżo ogolona

Świeżo ogolona




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Świeżo ogolona

        Po wyjściu kobiety długo siedział
wpatrując się w ścianę. Jej słowa trochę przemówiły mu do rozsądku, czego
oczywiście nie miał zamiaru głośno przyznać. Co prawda wciąż nie potrafił
przestać obwiniać się za błędy przeszłości i przystąpienie do grona śmierciożerców.
Zrozumiał jednak, że obskurna cela w Azkabanie z pewnością nie pomoże mu w uporaniu
się z demonami przeszłości. Jego rozmyślania zostały przerwane przez
wchodzącego do pokoju Blaise'a.

        - Co tu robiła Granger? - zapytał
ciemnoskóry mężczyzna, zabawnie poruszając brwiami.

        - Przysłali ją z ministerstwa głupku -
odparł Draco. - Nie wyobrażaj sobie
niewiadomo czego.

        - A już myślałem - westchnął Zabini
żartobliwie, ale chwilę później spoważniał - Przeprosiłeś ją?

        - Oszalałeś?! Miałbym przepraszać Granger?!

        - Oj Smoku, Smoku. Myślę, że powinieneś
w końcu schować dumę do kieszeni. Słowo przepraszam naprawdę nic nie kosztuje,
a Hermiona jest całkiem niczego sobie - i znowu te brwi.

        Malfoy wywrócił wściekle oczami, ale już
się nie odezwał. Zamiast tego postanowił udać się do łazienki. Ledwo jednak
zdążył podnieść swoje cztery litery zakręciło mu się w głowie i z powrotem
opadł na miejsce. Jęknął cicho, łapiąc bolącą skroń.

        - Biedna Hermiona, musiała widzieć cię
w takim stanie - powiedział Blaise patrząc z politowaniem na przyjaciela. - I
jeszcze ten odór - złapał się teatralnie za nos. - Mogłeś chociaż otworzyć
okno.

        - Te puste butelki po ognistej i
opakowania mugolskiego, tytoniowego świństwa również nie są miłe dla zmysłów -
kontynuował swój wywód brunet. - Nie rozumiem sensu doprowadzania się do
takiego stanu...

        - Zamiast gadać bzdury pomóż mi się
podnieść - przerwał Draco, wyraźnie już wyprowadzony z równowagi. - Czuję się
jakby rozdeptało mnie stado hipogryfów.

        - Spokojnie, już idę - westchnął
Blaise, kręcąc głową. Podszedł do blondyna i jednym ruchem zarzucił jego ramię
na swoją szyję. - Nie zaszkodziłoby ci chodzenie na siłownię, Merlinie zaraz
pęknie mi kręgosłup.

        - Na gacie Slytherina, Diable narzekasz
jak baba - nie mając w tym momencie najmniejszej ochoty na słuchanie
przyjaciela, Malfoy stanął na własne nogi i zataczając się odszedł wściekły w
stronę łazienki.

        - Tylko żartowałem - wrzasnął za nim
brunet, ale odpowiedziało mu jedynie własne echo, odbijające się po kamiennych
ścianach.

        Od załamania młodego Malfoya minął
ponad tydzień, podczas którego nie działo się nic szczególnego. Mężczyzna
regularnie uczestniczył w szkoleniu, robiąc coraz większe postępy, ku uldze
swojej oraz panny Granger. Mimo nieustających próśb ze strony Blaisa nie zdobył
się jednak na przeproszenie kobiety za swój wybuch. Znacznie bardziej wolał jak
najszybciej o tym zapomnieć i dalej porządkować sprawy w życiu. Hermiona
zdawała się nie mieć żalu, a przynajmniej go nie okazywała, traktując Dracona
tak jak miało to miejsce przed załamaniem.

        - Już niedługo wyjdziemy na szkolenie
terenowe - powiedziała brązowowłosa, kiedy jak każdego ranka siedzieli w jej
biurze, by kobieta w spokoju mogła sporządzić raport.

        - W końcu, myślałem, że już zawsze
będziesz mnie męczyć w tej klitce - odparł kładąc nogi na kulawym stoliczku do
kawy.

        - Chyba coś mówiłam o kładzeniu kopyt
na moich meblach - warknęła nie podnosząc wzroku znad dokumentów, a następnie
jednym machnięciem różdżki sprawiła, że stoliczek odskoczył spod stóp mężczyzny,
zrzucając je na podłogę z głośnym tupnięciem. Malfoy tylko skrzywił się lekko,
ignorując nieprzyjemne uczucie w stopach.

        Zapadła cisza, podczas której słychać
było jedynie skrobanie pióra po pergaminie. Draco, nie mając nic lepszego do
roboty, wziął do ręki leżącego obok Proroka Codziennego. Rozłożył gazetę, ale
zamiast ją czytać, ukradkiem spoglądał na siedzącą przy biurku czarownicę. Z
niesmakiem musiał przyznać, że rzeczywiście Diabeł miał trochę racji. Kobieta w
niczym nie przypominała tej dawnej kujonowatej samicy bobra. Miała lekko
opaloną cerę. Szopa na głowie została zastąpiona gustownym kokiem z kilkoma
wysuwającymi się po bokach głowy kręconymi kosmykami. Orzechowo brązowe oczy,
otoczone długimi ciemnymi rzęsami bacznie śledziły tekst. Usiany piegami nos
był delikatnie zmarszczony, a dolna warga lekko przygryziona. W skrócie,
wyglądała naprawdę ładnie.

        - Czytasz do góry nogami - odezwał się
głos. Chwilę zajęło mu uświadomienie, że obiekt jego obserwacji przerwał wykonywaną
czynność i do niego przemówił.

        - Co? - otrząsnął się. Zauważył że na
policzkach Granger ukazały się lekkie rumieńce. Ciekawe jak długo tak na nią
patrzył. W myślach trzepnął się po głowie.

        - Pstro - odparła, podnosząc się z
miejsca. - Na dzisiaj zaplanowałam kurs z walki wręcz.

        - I to ty zamierzasz go poprowadzić? -
zaśmiał się, patrząc na nią z niedowierzaniem.

        - A niby kto? - zapytała, podpierając
dłonie na biodrach i unosząc brew.

        - Nie wiem, może ktoś większej postury?
- zakpił. Popatrzyła na niego ze złością i ruszyła w stronę wyjścia.

        - Jeszcze się zdziwisz - wymamrotała
pod nosem, tak że ledwo usłyszał.

        - Ała, kobieto, puść mnie!!! -
wrzeszczał przygwożdżony twarzą do maty Malfoy. - Mam dość, stop!!!

        Hermiona wstała z pleców mężczyzny, a
na jej twarzy wykwitł wredny uśmieszek. Znowu dała radę utrzeć nosa tlenionej
fretce.

        - Trzeba było mnie nie lekceważyć -
powiedziała ze śmiechem i wyciągnęła rękę, aby pomóc pokonanemu wstać. On
jednak ze złością odepchnął jej dłoń. Z niezwykłą gracją wstał i otrzepał
ubranie.

        - Po prostu dałem ci fory - odparł ze złością, a pana Granger popatrzyła
na niego z powątpiewaniem.

        - Tak, jasssne - zaśmiała się pod
nosem. Draco udał, że nie usłyszał. - Wiedziałam, że tylko zgrywasz takiego
twardziela, a w rzeczywistości jesteś bezbronnym nieśmiałkiem.

        - A ty jak zwykle zgrywasz mądrzejszą,
niż jesteś naprawdę - prychnął. - Zakończ te swoje pseudo psychologiczne
analizy, nie masz pojęcia o czym...

        - I znowu ta gadka a la twardziel -
przerwała mu. - Nie robi to na mnie żadnego wrażenia.

        Kobieta założyła ręce na piersi i
spojrzała na mężczyznę wyzywająco. Ten gest wkurzył go jeszcze bardziej. Nie
myśląc zbyt wiele rzucił się w jej kierunku, by powalić ją na ziemi, ale zanim
zdążył to zrobić, znowu leżał przygnieciony twarzą do ziemi.

        - Zasada numer jeden, dobry auror jest
zawsze czujny - zaśmiała się złośliwe, a Malfoy jedynie jęknął z bezsilności.

Wracam po baaaaaaardzo dłuuuuugiej
przerwie. Mam nadzieję, że tym razem na stałe i nie złapie mnie tak straszny brak
weny :)

     - Co ty tu robisz Granger? - usłyszała
za sobą szyderczy głos. Odwróciła się w jego kierunku. Ujrzała znienawidzonego
mężczyznę. Pierwszy raz widziała go w tak żałosnym stanie. Platynowe kosmyki
sterczące we wszystkie domagały się mycia, nieogolony zarost odznaczał się na
bladej twarz, pod oczami wykwitały szaro-fioletowe sińce. Ubrania były w równie
złej kondycji. Wymięte i poplamione ognistą whisky przedstawiały prawdziwy obraz
nędzy i rozpaczy.

        - Halo! Mówię coś do ciebie!
Ogłuchłaś?!

        Otrząsnęła się i oderwała wzrok od
blondyna, odchrząkając cicho.

        - Jestem tu z polecenia Ministra -
odparła sucho. - Mam cię przekonać do kontynuowania szkolenia.

        - Niepotrzebnie się fatygowałaś -
burknął, podchodząc do stojącego w kącie barku. Nalał sobie pełną szklankę
bursztynowego trunku. Nim jednak zdążył podnieść ją do ust Hermiona machnęła
różdżką i wytrąciła mu naczynie z ręki.

        - Oszalałaś Granger?! To moja ostatnia
butelka ognistej!!! - wrzasnął, by chwilę później, zataczając się lekko, ruszyć
w stronę lekko przestraszonej kobiety. Niestety, po drodze nie zauważył leżącej
na podłodze, drogocennej skóry tygrysa, przez co runął jak długi na posadzkę,
boleśnie obijając sobie twarz. Z powodu nieznanych przez samą siebie pobudek
kobieta podbiegła do leżącego arystokraty i złapała go za rękę, by pomóc mu
wstać.

        - Nie dotykaj mnie szlamo! - wrzasnął
Malfoy, odpychając rękę Hermiony.   Panna
Granger natychmiast się odsunęła, jednocześnie czując ból w okolicy blizny na
przedramieniu. Powstrzymała syknięcie, nie chcąc dać do zrozumienia, że obraźliwe
przezwisko zrobiło na niej wrażenie. Patrzyła jak mężczyzna niezdarnie wstaje i
po chwili bezwładnie opada na kanapę.

        - Co ty ze sobą zrobiłeś Malfoy -
powiedziała głosem, wyrażającym głębokie obrzydzenie. - Nigdy nie sądziłam, że
pan dumny arystokrata doprowadzi się do takiego stanu. To naprawdę żałosne.

        - Zamknij się! - warknął. - Nic o mnie
nie wiesz! Nie masz prawa mnie osądzać!

        - Bo co? Nic nie możesz mi zrobić, a
ktoś wreszcie powinien wykrzyczeć ci prawdę prosto w twarz - odwrzasnęła. -
Jesteś żałosnym wrakiem człowieka Malfoy i to na własne życzenie. Teraz
najlepiej jeszcze się poddaj! Wróć do Azkabanu! Dementorzy chętnie przywitają
cię pocałunkiem!

        - Mówiłem ci żebyś się zamknęła! Nie
będzie mnie pouczała jakaś głupia szlama! - powoli zaczynał tracić cierpliwość.
Gorączkowo przetrząsał kieszenie w poszukiwaniu różdżki. W końcu odnalazł zgubę
i wycelował nią prosto w kobietę.

        - Proszę bardzo! Tylko spróbuj rzucić
zaklęcie, a zjawią się aurorzy, by zabrać cię do Azkabanu. Uprzedzam, że nie
będziesz miał żadnej możliwości na ułaskawienie.

        Wściekle odrzucił magiczny atrybut, na
co Hermiona wyraźnie odetchnęła.

        - Nikt z was nie wie jak to jest -
mamrotał pod nosem. - Nikt z was nie musiał torturować niewinnych ludzi,
oglądać ich śmierci. Nikt z was nie był zmuszony do zostania śmierciożercą.

        Szlachetne serce panny Granger ścisnął
żal. Mimo wszystko bardzo współczuła Malfoyowi. Wiedziała, że nikt nie
zasługuje na taki los.

        - Właśnie dlatego chcemy ci pomóc -
odparła cicho. - Chcemy dać ci szansę na normalne życie.

        - Zrozumiesz wreszcie Granger, że tacy
jak ja nie mają szansy na normalne życie - prychnął. - Paskudna przeszłość
nigdy nie przestanie mnie prześladować. Czy to w snach, czy w szyderstwach
wypowiadanych przez ludzi na ulicy.

        - W takim razie może warto coś zrobić,
aby przyszłość zarysowała się w lepszych barwach.

        Podniósł spuszczoną do tej pory głowę i
spojrzał na nią pełnymi goryczy oczami. W jednej chwili był wściekłym, pewnym
swoich racji, lecz lekko podłamanym ślizgonem, by zaraz później zmienić się w
kogoś słabego, odartego z dumy. Serce Gryfonki ścisnął jeszcze większy ból.
Trwali w milczeniu przez kilka minut, wpatrując się w siebie intensywnie. W
końcu Hermiona przerwała kontakt wzrokowy i odchrząknęła cicho.

        - Ja już muszę iść - odezwała się,
kierując w stronę wyjścia. - Nie zapominaj o tym, że masz wybór. Tylko od
ciebie zależy, którą drogą pójdziesz.

        Nie doczekała się odpowiedzi, dlatego
nie patrząc za siebie wyszła z pomieszczenia.

        Przyszła do pracy wyjątkowo wcześnie i
ku jej wielkiemu zdziwieniu drzwi do gabinetu były otwarte, mimo że z pewnością
zamknęła je dzień wcześniej. Powoli weszła do środka, a jej oczom ukazał się
kolejny szokujący widok. Otóż na fotelu leżał jak gdyby nic Draco Malfoy z
bezczelnie rozwalonymi na jej biurku nogami.

        - Kto cię tu wpuścił? - zapytała ze
złością.

        - Sam się wpuściłem - odparł, a na jego
wyjątkowo przystojne oblicze wkradł się typowy, złośliwy, ślizgoński uśmieszek.
Wygląd mężczyzny diametralnie zmienił się w stosunku do wczorajszego dnia. Jego
twarz była umyta, świeżo ogolona, ubrania czyste i jak zwykle ostatnio,
wystylizowane na typowego bad boya. Włosy nie przypominały wroniego gniazda, a
były ułożone w artystyczny nieład. W powietrzu dookoła niego nie unosił się
odór alkoholu, lecz zapach subtelnych, męskich perfum. Krótko mówiąc, przedstawiał
naprawdę miły obraz dla oka.

        - Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej - odezwał
się, puszczając oczko do kobiety, na co ta prychnęła z oburzenia. Postanowiła
nie komentować jego bezczelnej uwagi.

        - Już, już. Nie gorączkuj się tak.

        Podniósł się z fotela, by chwilę
później bezlitośnie opaść na kulawe, skrzypiące krzesło, stojące po drugiej
stronie biurka.

        - Widzę, że meble wciąż czyhają na
życie każdego, kto ich użyje.

        Zignorowała jego uwagę i usiadła na
swoim miejscu, by przed rozpoczęciem dalszego szkolenia przejrzeć poranną
pocztę. Musiała się trochę uspokoić.

        - Dobrze wybrałeś Malfoy - powiedziała ,
nie podnosząc wzroku znad kartki. - Ale skąd taka decyzja?

        - Przemyślałem kilka spraw - odparł,
wzruszając ramionami.

        - Czyżby moje słowa przemówiły ci do
rozumu?

        - Nie schlebiaj sobie. Po prostu
zrozumiałem, że gdybym trafił z powrotem do Azkabanu motocyklem chętnie zająłby
się Blaise. Moja śliczna Eleanor nie przeżyłaby tego.

        - Jaka Eleanor? - zapytała podnosząc
wzrok i brwi. Nic nie słyszała o tym, jakoby Malfoy miał jakąś dziewczynę.

        - Mój motocykl - odparł ze zdziwieniem.
- A co myślałaś?

        Wywróciła oczami i wróciła do przeglądania
papierów.

        - Nigdy nie zrozumiem facetów -
westchnęła.

Bardzo Was przepraszam za tak dłuuugą
przerwę, ale w moim życiu działo się ostatnio dużo rzeczy. Nowa szkoła, ogrom
pracy i te sprawy. Jednak nie martwcie się, nie zamierzam porzucić pisania, bo
to pasja, która rzeczywiście pozwala mi się realizować. Poza tym jako postanowienie
na 2018 rok wpisałam sobie: "Pisać, pisać, pisać rozdziały!!!" ;-)

Postaram się jeszcze coś naskrobać w
czasie przerwy świątecznej, ale nic nie obiecuję.

Trzymajcie się cieplutko :-* <3

Zoe Collins

     Weszła do swojego gabinetu i usiadła za
biurkiem. Ze strachem spojrzała na zegarek. Po wczorajszym incydencie przekonała
się, że Malfoy wciąż jest tak samo nieobliczalny. Pobyt w Azkabanie
najwyraźniej nie nauczył go pokory nawet w najmniejszym stopniu.

        Równo o 9:30 jej drzwi otworzyły się z
głośnym hukiem. Podniosła głowę znad właśnie przeglądanych dokumentów.

        - Czy wszyscy ślizgoni nie potrafią
pukać? - zapytała zirytowanym tonem, patrząc na Zabiniego, który właśnie
wparował do gabinetu.

        - Wybacz Granger, ale śpieszę się na
spotkanie z Potterem - odparł. - Chciałem tylko powiedzieć, że Draco się
dzisiaj nie pojawi.

        - A co mu jest? - powiedziała zanim
zdążyła ugryźć się w język. Przecież miała w głębokim poważaniu powód jego
nieobecności. Prawda?

        - Nie czuje się najlepiej. Trochę
przesadził z ognistą - odrzekł krzywiąc się lekko - No cóż, muszę się zbierać.
Do zobaczenia.

        Pomachał jej ręką na pożegnanie i
wyszedł. Hermiona odetchnęła z ulgą. Chociaż jeden dzień spokoju od tej
tlenionej fretki. Odtańczyła mały "taniec radości" i z zapałem
zabrała się do dalszej pracy.

        Ku zdziwieniu i jednocześnie uldze
panny Granger, Malfoy nie pojawił się na szkoleniu przez cały tydzień. Mimo
rosnącej ciekawości, postanowiła nie pytać Zabiniego o powód nieobecności jego
najlepszego przyjaciela. Ostatnim, czego chciała, było sprawianie wrażenia
przejętej losem znienawidzonego ślizgona. Dlatego korzystając z wolnego czasu
pracowała, tak jak to miało miejsce przed rozpoczęciem projektu resocjalizacji.
Niestety, jej spokój został dość szybko przerwany, bo wkrótce otrzymała sowę od
ministra magii, informującą o potrzebie spotkania w celu przedyskutowania tego
tematu.

        Niechętnie udała się do gabinetu
Kingsley'a Shacklebolta i po przywitaniu z czarodziejem, usiadła na przeciwko
jego biurka.

        - Czy przez ostatni tydzień
kontaktowałaś się z panem Malfoyem? - zapytał mężczyzna, zakładając okulary na
nos.

        - Nie odczułam takiej potrzeby -
odparła stanowczo. - Jak chce wrócić do Azkabanu, to proszę bardzo. Droga
wolna.

        Kingsley westchnął ciężko i zmarszczył
brwi.

        - Widzę, że wciąż niczego nie rozumiesz
Hermiono - powiedział cicho, jakby z namysłem. - Powinnaś wiedzieć, że Draco nie
miał żadnego wpływu na swój los. Od urodzenia był szkolony na sługę Voldemorta.
Każda próba sprzeciwu kończyła się surową karą. Ten chłopak nie mógł nawet
powiedzieć matce, że ją kocha. Okazywanie ludzkich emocji było wielce
niepożądane.

        Zapanowała chwila milczenia, w której
to Hermiona starała się przetrawić usłyszane słowa, a Minister zastanawiał się,
czy dobrze zrobił wyznając dziewczynie prawdę na temat młodego arystokraty.
Może chłopak powinien sam o tym z nią porozmawiać. 

        - Myślę, że pan Malfoy naprawdę nie
zasługuje na dożywotni pobyt w Azkabanie - oświadczył Kingsley, wyrywając się z
zamyślenia. - Sama przecież mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę.

        - Ale on od początku naszej znajomości
traktował mnie jak coś gorszego. Wielokrotnie życzył mi śmierci. - oburzyła się
Hermiona.

        - Na brodę Merlina, oboje jesteście już
dorosłymi ludźmi. Trzeba wreszcie zacząć się zachowywać dojrzale i zapomnieć o
przykrościach z dzieciństwa - westchnął. - Poza tym, sama wiesz, że Draco od
zawsze był zmuszony do naśladowania ojca. Po prostu nie mógł postępować
inaczej.

        - Teraz już nie musi słuchać Lucjusza,
a wciąż postępuje tak samo - mruknęła, ale Minister jej nie dosłyszał.

        - Wracając do sedna sprawy, należy
podjąć odpowiednie kroki i sprawdzić co jest powodem nieobecności pana Malfoya.

        - Co ja mam z tym wspólnego?

        - Jak to? Przecież jesteś jego mentorem
i ponosisz za niego część odpowiedzialności. Dlatego też jutro udasz się do
Malfoy Manor i przekonasz go do kontynuowania szkolenia.

        Dziewczyna prychnęła ze złością. Nikt
nie mówił, że oprócz edukowania będzie miała za zadanie niańczyć tą zapchloną
fretkę.

        - A Zabini nie może się tym zająć?
Przecież są przyjaciółmi.

        - Wolę, żebyś ty się tym zajęła. Może
to sprawi, że zaczniecie się w końcu jakoś dogadywać.

        - Szczerze w to wątpię - odparła
zrezygnowana. Wiedziała że nie ma sensu kłócić się z Ministrem. Jutro zjawi się
w smoczej jamie i jeśli dopisze jej szczęście może nie wyjdzie z niej ze
spalonymi włosami.

        Następnego ranka tuż po wejściu do
Ministerstwa otrzymała wskazówki dotyczące tego, jak dostać się do Malfoy
Manor. Okazało się, że nie jest to taką prostą sprawą, ponieważ rezydencję
otaczały bardzo silne zaklęcia ochronne.

        Powtarzając sobie w myślach wszystkie
polecenia aportowała się w niedalekiej odległości od dworu i powoli podążyła w
jego stronę. Budynek wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Mroczny,
odstraszający, otoczony ogromnym ogrodem z mnóstwem fontann i wysokim płotem z
kutego żelaza.

        Przełknęła ślinę, czując jak przeszywa
ją dreszcz strachu, a ręce pokrywa gęsia skórka. Złe wspomnienia krążyły po jej
głowie nie dając spokoju. Przystanęła na chwilę, by zebrać się w sobie. Wzięła
głęboki oddech i ruszyła dalej.

        Wkrótce dotarła do bramy i stuknęła
różdżką w wiszącą na niej kłódkę. Usłyszała głośne skrzypienie furtki. Jej
oczom ukazał się niski, łysiejący mężczyzna ubrany w elegancki frak. Zdziwił ją
brak skrzata domowego

        - Dzień dobry. - odezwała się. - Chciałabym
spotkać się z panem Draconem Malfoyem.

        - Pan Malfoy nie życzył sobie żadnych
gości - odparł mężczyzna, patrząc na kobietę podejrzliwie.

        - Jestem z ministerstwa - odparła,
wyciągając z kieszeni odznakę aurora.

    
Pobaw się ze mną, kotku
Więzienie albo seks
Porno mamunie z wielkimi tyłkami - Monica Santhiago, Dupcia

Report Page