Łatwa pracownica

Łatwa pracownica




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Łatwa pracownica

Motyw Okno obrazu. Obsługiwane przez usługę Blogger .

Polka potrafi – tak można skonkludować postawę coraz większej grupy pań, które – zamiast szukać posady – same postanowiły stworzyć sobie miejsca pracy.
Sytuacja kobiet na polskim rynku pracy nie jest łatwa. Wykwalifikowana pracownica przeważnie nadal zarabia mniej niż jej męski odpowiednik na tym samym stanowisku. Kobiety mają pod górkę nie tylko jeśli chodzi o utrzymanie pracy, ale także jej szukanie – często przeszkodą do podjęcia wymarzonego etatu jest sytuacja rodzinna – pracodawcy niechętnie zatrudniają młode matki z obawy o częstszą absencję. Wielu potencjalnych szefów na strategicznych stanowiskach chętniej widzi mężczyzn – i to wcale nie ze względu na charakter pracy – w Polsce urlop tacierzyński jest rzadkością, więc pracownik płci męskiej odbierany jest przez pracodawcę jako lepsza inwestycja dla firmy. Co w tej rzeczywistości może zrobić ambitna, niezależna kobieta? Odpowiedź jest prosta: może zostać własną szefową i zdecydować się na samozatrudnienie.
Najtrudniejszą sytuację w znalezieniu pracy mają kobiety młode, bez doświadczenia, ale również te starsze, które często mają trudności z przekwalifikowaniem się, odnalezieniem w rzeczywistości komputerów i wymaganego języka obcego. Trudna jest też sytuacja kobiet powracających na rynek pracy, np. po urlopie macierzyńskim lub dłuższej nieaktywności zawodowej, która już nieco zdezaktualizowała branżową wiedzę i w związku z tym uczyniła potencjalną pracownicę mniej atrakcyjną od konkurencji. Do takich kobiet coraz częściej kierowane są programy unijne, dzięki którym osoby bezrobotne mogą starać się o środki finansowe na swój własny biznes. Korzysta z tego coraz więcej kobiet, a jedną z najbardziej atrakcyjnych opcji dla samozatrudniających się jest otwarcie własnego salonu kosmetycznego.
Technik usług kosmetycznych jest zawodem, który cieszy się zainteresowaniem pań od wielu lat – można rzec, że to typowo kobiecy, bardzo wdzięczny sektor, pozwalający nie tylko na atrakcyjne zarobki, ale i dający dużą satysfakcję. Ostatnie lata pokazały, że w branży przybywa również kosmetologów, a w związku z tym, że niedawno przywrócono możliwość studiowania tego kierunku na studiach II stopnia, całkiem prawdopodobny jest kolejny wzrost zainteresowania kosmetologią. Młode kosmetyczki i kosmetolodzy często jednak nie mają łatwego startu – znalezienie pracy utrudnia przede wszystkim brak doświadczenia, a pracodawcy chętniej zatrudniają osoby z kilkuletnim stażem, które byłyby w stanie przyciągnąć do gabinetu swoje dotychczasowe stałe klientki. Po drugie obawą właścicieli salonów jest stałość nowo pozyskanego pracownika – większość wolałaby uniknąć sytuacji, w której młoda pracownica wykorzysta zdobyte w ich zakładzie doświadczenie do otwarcia konkurencyjnej działalności. Nawet jeśli świeżo upieczonej absolwentce kosmetologii uda się znaleźć pierwszą pracę, częstym powodem do rozczarowania są niskie zarobki, nieadekwatne do stanu posiadanej wiedzy i lat poświęconych edukacji. Nic więc dziwnego w tym, że wiele osób decyduje się na podjęcie ryzyka i założenie własnego salonu kosmetycznego.
No tak – można pomyśleć – tylko skąd wziąć na to pieniądze? Z pomocą przychodzą Powiatowe Urzędy Pracy, oferujące autorom najlepszych pomysłów na biznes dofinansowanie w maksymalnej kwocie ok. 19 tys. zł. Warto zainteresować się, jakie możliwości dofinansowania unijnego oferuje dany region – np. w ramach Programu Kapitał Ludzki, z którego można skorzystać do 2013 roku. Przedsiębiorcy prowadzącemu swój pierwszy biznes (lub temu, który nie prowadził działalności gospodarczej przez ostatnich 5 lat) przysługuje prawo do płacenia niższych składek ZUS przez pierwsze 24 miesiące. Jest to duża ulga, która może mieć istotny wpływ na rozkręcenie firmy.
Pozostaje pytanie: czy dysponując kwotą 19 tys. zł można otworzyć własny salon kosmetyczny? Wiele zależy od wielkości miasta i zasobności oferty salonu. Nawet jeśli nie uda nam się w tej kwocie urządzić gabinetu, pozostaje jeszcze jedna opcja: salon mobilny, czyli usługi kosmetyczne z dojazdem do klienta. Wówczas kupujemy urządzenia i akcesoria z myślą o mobilnym charakterze usług – lekkie, przenośne łóżko do zabiegów, specjalistyczne sprzęty kosmetyczne w mobilnych wersjach – np. żelazko przeciwzmarszczkowe do zabiegów liftingujących, diamond peel do mikrodermabrazji diamentowej lub pompę Shaper, wykorzystywaną do usług modelujących ciało. Ofertę zawierającą podstawowe propozycje jak makijaż, depilacja, czy stylizacja paznokci warto uzupełnić właśnie o usługi z zastosowaniem urządzeń kosmetycznych – po pierwsze firma staje się wówczas bardziej konkurencyjna i przyjazna dla wymagających klientek, po drugie takie zabiegi generują wysokie zyski – te z kolei mogą sprawić, że perspektywa własnego stacjonarnego salonu kosmetycznego stanie się realna.


Znacie klasyka o mężczyźnie w dresie, który wchodzi do księgarni kupić swojej dziewczynie książkę? Jeśli nie szybko nadróbcie historię:


Po księgarni kręci się rosły delikwent w dresie zdobionym trzema paskami. Trzyma w ręku małą karteczkę i co jakiś czas na nią spogląda, chodząc między regałami z książkami. W pewnej chwili podchodzi do niego sprzedawca.
- Może w czymś panu pomóc?
- Tak, dziewczyna prosiła mnie o książkę.
- Jaką?
- Wszystko jedno, byleby nic Grocholi - odpowiada dresiarz, patrząc na karteczkę.
- Jest pan pewien? Katarzyna Grochola to w tej chwili niezwykle popularna autorka.
- Tak, jestem pewien. Na pewno nie chcę nic Grocholi.
Sprzedawca wybrał książkę z listy aktualnych bestsellerów i wręczył zadowolonemu klientowi. Nazajutrz klient wraca do księgarni.
- Chciałbym zwrócić tę książkę, moja dziewczyna nie była zadowolona.
- Rozumiem. A mógłbym zobaczyć, co ma pan napisane na tej karteczce?
Dresiarz wyjmuje z kieszeni pomiętą karteczkę, z napisem: GROCHOLA - NIGDY W ŻYCIU.

Pamiętam jak przeczytałam to jakieś lata temu i gratulowałam ludziom wyobraźni w wymyślaniu takich historii; dziś dla odmiany poprosiłam Monikę , (której po raz setny bardzo dziękuje!) by powiedziała mi, jak to naprawdę jest z tą pracą w księgarni oraz jakie są jej minusy. 

1. Nie pamiętam tytułu, ale książka miała niebieską okładkę. 

To jest jeden z moich ulubionych tekstów - przychodzi klient i mówi coś typu ,,No wiee pani, ja to chciałem książkę. A taką niebieską! Ale za Chiny nie wiem, jaki miała tytuł. Pamiętam tylko, że była o dwóch nastolatkach. Może mi ją pani znaleźć?". I wyobraźcie sobie takiego małego pracownika, który stoi pośród setek różnych egzemplarzy, gdzie pewnie jakieś 30% asortymentu jest niebieska, a 40% ma ozdobne elementy tego koloru. 

Swoją drogą niektórzy sprzedawcy mają na to nawet swój patent: 

- No bo wie pani... To trochę zajmie, zanim znajdę tę niebieską książkę. Może wezmę od pani numer i zadzwonię, jeżeli znajdę? 

To całkiem dobry patent na podryw, ale wracając do rzeczy. Sprzedawca dostaje numer, a później z miną zbitego szczeniaczka dzwoni mówiąc, że nie udało mu się odszukać tej niebieskiej okładki, choć oczywiście nawet nie próbował (czemu sie nie dziwie).

 2. Polecać czy nie?
Z jednej strony wiele osób podchodzi i mówi coś typu ,,Czy może Pani polecić podobną książkę do xxxx ?''. Z drugiej strony spotkałam się z ciekawą anegdotką, gdzie dwie dziewczyny (około lat dziewiętnastu), szukały prezentu dla koleżanki. Pracownica skakała wokół nich, pokazując coraz to nowsze i ciekawsze tytuły. W końcu wybrały, zapłaciły. Pani pyta: ,,Mogę jeszcze w czymś pomóc?" Uśmiechy, gadka-szmatka, po czym odchodzą. Pod wejściem jedna mówi do drugiej: ,,Ku**a ale dziwna laska, no ale w księgarni to chyba normalne, że pracują świry".  

Zdarzają się też kupujący, którzy oczekują, że ekspedient poleci im jakąś książkę, choć nie podają gatunku, autora, czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić na klimaty, w jakich gustuje dany klient. Ewentualnie do księgarni przychodzą ludzie, chcąc kupić prezent komuś z rodziny. Wtedy bardzo często wygląda to na zasadzie: ,,Mój dziadek coś tam podczytuje... Właściwie to nie wiem co, ale chciałabym mu kupić książkę. Może pani coś polecić?''. 

3. Dlaczego nie macie wszystkich książek?
Uroczę są również sytuację, gdy delikwent przed zakupami sprawdził stronę internetową, po czym przychodzi żądając podanego tytułu, a kiedy pracownik mówi mu, że niestety nie mają tej pozycji na stanie, toczy batalię ,,Że przecież to było na stronię!''. 

4. Ja tu tylko po gazety!
Znajdą się również klienci, którzy nie czytają książek tylko tuptają codziennie po gazety. Natomiast na propozycję kupienia książki rzucają tylko: ,,Od czytania bolą oczy''. À propos książek i gazet przypomniała mi się nieco osobliwa sytuacja.

Podchodzi pan do lady.
Klient: Jest książka xxxxx?
Sprzedawca: Oczywiście. (Wyciąga książkę, zachwala, jaka to dobra pozycja i odruchowo kartkuje książkę kciukiem.)
Klient: Ja już dziękuje za tą książkę.
Sprzedawca: Dlaczego?
Klient: Dotknął pan kartek. (Oczywiście, klient dał upust swojej dezaprobacie poprzez wielki grymas.)
Sprzedawca: Wobec tego wyciągnę z szafki drugą, postaram się jej prawie nie dotykać.
Klient: Dobrze, skoro pan musi. (Sprzedawca bierze książkę delikatnie dwoma paluszkami, ledwie ją muskając.)
Sprzedawca: Zapakować? 
Klient: NIE! Niech pan jej już nie dotyka!
(Mężczyzna zapłacił, zabrał książkę i natychmiast czmychnął z sklepu.) 

5. Jak to pani nie wie ile to kosztuje?
Według wielu ekspedient powinien odznaczać się nieprzeciętną wiedzą; po pierwsze musi być w stanie streścić każdą książkę (nawet, jeśli je premiera była tydzień temu), wiedzieć ile, która pozycja kosztuje i przede wszystkim znać wszystkich autorów oraz wiedzieć, w którym dziale należy ich szukać.

6. Dlaczego książki są takie drogie?
Pytanie słuszne, ale co ma na to odpowiedzieć sprzedawca; ,,taki mamy klimat'', ,,nie ode mnie to zależy'' czy może powinien przepraszać? Zdarzają się też ludzie, którzy bez cienia skrępowania stwierdzają, że ,,połowa waszych książek nadaje się do śmieci". No i co wtedy zrobisz? 

 7. A dostanę tu cebule?
Przyznam się, że przykład z cebulą zmyśliłam, ale myszkując trochę po księgarskich portalach znalazłam najdziwniejsze pytania od kupujących, m.in.:
,,Gdzie ja tu dostanę rajstopy 'dwójki'?"
,,Czy dostanę tutaj krzywiki giętkie, czy są same książki?"
,,Są może wycieraczki do samochodu?'
,,A dostanę karmę dla kota?''
No i mój faworyt; ,,Znajdę tu wibratory?''.

I żeby nie było księgarnia to nie miejsce wszechobecnego zła i obłudy . Zdarzają się także akcenty niezwykle miłe; Monika powiedziała mi, że pewnego dnia przyszedł do nich pan i wręczył po kwiatku ,,bo taki super zgrany z nich zespół''. Poza tym zawsze można wpaść na prawdziwego książkoholika, o którym będzie można porozmawiać o cudownych wydaniach lub ulubionych książkach. Niemniej jednak dobrze by było, gdyby każdy wiedział, po jaką dokładnie lekturę idzie do sklepu, a nie jaki kolor ma okładka.

PS. Ktoś z was spotkał się z podobnymi przypadkami, a może byliście świadkami jakiś osobliwych sytuacji?
Hej! Myślę, że fantastyczny jest ten wywiado-post. :) Strasznie się przy nim ubawiłam i dowiedziałam się też wielu rzeczy, które jak mniemam, mogą mi się przydać jeśli mam zamiar aplikować do jakiejś księgarni. Oczywiście najgorsi klienci muszą się zdarzać, ale mam wrażenie, że normalnych sprzedawców typu pani Grażyna z mięsnego nigdy nie dotyka taki okrutny sposób traktowania. A z niewiadomego powodu ludzi pracujących z książkami się zawsze gorzej ocenia, nawet powierzchownie, choć przecież to najgorsze, co można zrobić. :( Ale poważnie można zostać zbesztanym przez klienta, że się kartek dotyka? Taa, syndrom niebieskiej okładki; połowa moich znajomych ostatni raz książkę czytała w gimnazjum choć wszyscy mamy po 20 lat :/ Mimo to myślę, że taka praca musi dawać mnóstwo satysfakcji. :) Mnie by na pewno dawała, i nawet nie chodzi o ludzi, bo czasem natykam się na pracownika, który znalazł się w księgarni tylko jakimś przypadkiem. Chyba sam fakt, że wokół siebie ma się papierowe wieże jest tak doskonałym uczuciem samym w sobie ❤ No cóż, pozdrawiam!
Z jednej strony praca świetna, bo stos książek, ale z drugiej strony te same stosy są i minusem - przynajmniej dla mnie, bo pewnie nie mogłabym się opanować i zaraz chciałabym wszystko kupić :)
Przy okazji! W czwartym pytaniu to powinno być "À propos" zamiast "a pro po" :)
Tak naprawdę nigdy jako klientka nie myślałam, że możemy być tacy uciążliwi. Ja zawsze radzę sobie sama, bo moim problemem jest, że nigdy nie wiem, co wziąć, bo jest tyle tytułów, które po prostu chcę :) Sama nigdy nie byłam świadkiem sytuacji w tym stylu, ale naprawdę księgarze muszą mieć anielską cierpliwość :)
Jeszcze kolor okładki to pikuś, coś tam się da wyszukać. Hitem jest to, jak ktoś przychodzi i mówi, że chce książkę, której tytuł zaczynał się na Z i opowiadała o jakiś wilkach... potem się okazuje, że ziomek miał na myśli książkę na A i była ona o roślinach XD Przykład z życia wzięty, nie tyle z księgarni, co od znajomych xd Ze znajomością wszystkich książek to bez przesady, nie wymagajmy za dużo, ale chyba każdy księgarz powinien znać wszystkie popularne książki i nazwiska autorów. A zdarzają się takie kwiatki, że ktoś nie wie, kim jest Stephen King xd Sama bym chciała kiedyś przeżyć przygodę życia jako księgarz, zobaczymy, jak to wygląda od drugiej strony XD Pozdrawiam! To Read Or Not To Read
Ta sytuacja z dotykaniem książki mnie rozwaliła xD Ludzie są dziwni :P W pełni rozumiem frustrację osoby pracującej w księgarni, kiedy ktoś się go pyta o te niebieskie okładki, polecenia, albo ma pretensje że trawa jest zielona. Ale to w sumie uroki pracowania z ludźmi. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, dlatego ja nigdy w życiu nie chciałabym pracować w jakiejkolwiek obsłudze klienta. Niby teraz mam kontakt z klientem, ale to mała firma i ludzie życzliwi :)
Dzięki świrku! :D Również się ubawiłam czytając ten post :) Cieszę się, że mogłam pomóc! A co do ostatniego punktu, ostatnio kobitka szukała u nas lakierów do paznokci :P
Hehe :) Niektórzy ludzie mają dziwne podejście do życia. Pracowałam w antykwariacie, gdzie książki były po 5-10 zł... I też były komentarze, że drogo. Lub... szok, że nie ma wszystkiego, co się chce :) Ale o dotykaniu jeszcze nie słyszałam, no tak... antykwariat. Za to spotkałam wiele książkowych maniaków, to była jedna z fajniejszych prac :)
O jacie! Jakbym miała blisko siebie książki za 5-10zł to bym tam skakała z radości, a nie marudziła, że mi drogo.
Po przeczytaniu "Cienia wiatru" marzyłam o pracy w księgarni, jednak życie potoczyło się zgoła inaczej. Myślę, że tutaj, tak jak przy każdej pracy w bezpośrednim kontakcie z klientem, zdarzają się dziwne sytuacje, jednak książki mogą wiele zrekompensować :)
Zawsze chciałam pracować albo w księgarni, albo w bibliotece, ale los rzucił mnie na inne tory. Jednak kto wie, może jeszcze zmienię zawód? ;)
Myślę, że trzeba oddzielić od siebie pracę w księgarni sieciowej i kameralnej. W tej drugiej pracownicy zazwyczaj naprawdę dużo wiedzą o sprzedawanym asortymencie i pomagają klientom w doborze lektury. Co do sieciówek - cóż, w tym przypadku chodzi tylko o zysk, ale mimo tego zdarza mi się tam iść, bo taniej ;(
W sumie to jest prawda. Chociaż empik próbował coś z tym zrobić angażując pracowników do poznawania np. książek lub płyt, które zostały zareklamowane, ale i tak więcej osób pojawia się tam z przypadku. Co do innych księgarni to nie wiem - szczerze, to nie miałam okazji korzystać, bo w mojej okolicy nic takiego nie ma :/
Wydaje mi się, że nie ma na to reguły. W mojej kameralnej księgarni niby coś wiedzą, ale też nie do końca, chociaż pozycji na stanie nie mają dużo. Za to jak zdarzyło mi się pójść do Matrasa (gdzie notabene przepłaciłam) to pani skakała wokół klienta i miała coś do powiedzenia niemal o każdej pozycji, choć były tam też takie książki, które premierę miały kilka tygodni temu. Różnie można z tym trafić.
Ja pracuję w bibliotece i bardzo często wymagane jest ode mnie abym znała fabuły wszystkich książek... Co dla mnie jest nierealne :)
O tym też słyszałam. Podobno zdarzają się nawet tacy, którzy chcą, aby ekspedient powiedział im jakieś ciekawostki z książki biograficznej.
W takich chwilach nawet się ciesze, ze pracuję z ludźmi wyłącznie pośrednio, a przynajmniej nie muszę użerać się z nimi twarzą w twarz ;) z drugiej strony ubolewam, że nie bywam często w księgarniach. Jakoś moje życie literackie przeniosło się do sieci... recenzje, zakupy... a czasem takich fajnych sprzedawców obeznanych w temacie można było spotkać :)
Mam podobnie - wszystko załatwiam w internecie, ale jakoś nie narzekam. Może dla tego, że mam coś z takiego introwertyka, który jednak nie potrafi tak szybko załapać kontaktu z ludźmi.
Klient, albo miał jakąś fobię z tym dotykaniem,albo nie wiem co :D Uśmiałam się :) Świetny post!
Pewnie tak, ale i tak rozśmieszyła mnie ta sytuacja.
Hahah, nieźle się ubawiłam! Chwilę temu wstałam z wyrka, zajrzałam na fejsa i ten wpis pierwszy rzucił mi się w oczy... Cóż, to była jedna z lepszych pobudek w moim życiu. Przykład z dresem w księgarni rozbawił mnie do łez, podobnie jak "pan niedotykalski". W sumie zastanawiałam się ostatnio, czy nie znaleźć sobie pracy w księgarni i chyba czuję się zachęcona :D
Haha, miło mi w takim razie :D Jeśli faktycznie zdecydujesz się na pracę w tym miejscy to pewnie nie będziesz mogła marudzić, że jest nudno!
Dziwne przypadki i pytania w księgarni zdarzają się niezwykle czesto i możnaby je mnożyć. Klienci potrafią zaskakiwać każdego dnia. Teksty typu "szukam autobiografi tego i tego, ale nie znam autora" zdarzają się naprawdę, podobnie z przekręcaniem tytułów oraz prośbą o książkę, na okładce której była kobieta, ale nie znam tytułu ani autora. Jeśli ktoś kocha książki i lubi ludzi, to naprawdę fantastyczna praca i nie zgodzę się, że w księgarniach sieciowych liczy się tylko kasa. Wszystko zależy na jaką ekipę się trafi. Ja pracuję z samymi pasjonatami, dla których książkach to produkt wyjątkowy i tak należy go traktować :)
Tekst o autobiografii mnie rozbawił i zażenował jednocześnie. Jak można nie znać tak podstawowych definicji?
Doma, jaki świetny post! Mega przyjemnie mi się to czytało, a jestem już wymordowana czytaniem postów dzisiaj (wiesz, takimi "na brunete" xD) <3 Historia o typku od macania książek była świetna :D Momentalnie pomyślałam o detektywie Monku, on też miał takie pierdolce - zarazki, bakterie i inne patologie, sama rozumiesz xD Moja znajoma niemalże dostała na wakacje pracę w księgarni, ale okazało się, że spożywczak lepiej płaci -,- Boże, mało jej nie ukatrupiłam, bym miała człowieka w księgarni na własność! XD Ale w sumie w spożywczaku też dobrze mieć swoich ludzi (o ile po tygodniu pracy sobie nie skręcą kostki w magazynie.......... xD) :P Btw nie dam sobie ręki uciąć, ale "apropos" się chyba inaczej pisze ;) Buziaki :* Q. Otwórz Drzwi do Innego Wymiaru :)
Miałam oglądać detektywa Monka, ale po jednym odcinku też miałam tego pierdolca i przeszkadzało mi źle zasunięte krzesło, więc odpuściłam xd ''Apropos'' już poprawiony :D
Fakt autentyczny - po ukazaniu się jednej z pierwszych książek Suworowa, chciałam ją kupić w księgarni. Zapytałam o "Akwarium" i usłyszałam odpowiedź - " akwarystyka na trzecim regale przy ścianie" Do dziś książka kojarzy mi się z tą odpowiedzią:) Pracowałam swojego czasu w księgarni i po wydaniu po raz pierwszy "Sztuki kochania" Wisłockiej, po książkę ustawiły się tłumy ludzi. Oczywiście szybko zabrakło; na pytanie jednego z Klientów czy jest "Sztuka Kochania" odparłam, że została tylko Owidiusza. W odpowiedzi usłyszałam - "nie szkodzi, może być"
Haha, szybka i konkretna odpowiedź. Ten pan od ,,Sztuki kochania'' też niezły :))
"Akwarystyka na trzecim regale..." :))) PS. Sugeruje poprawkę w komentarzu - "fakt" zawsze jest autentyczny. Fakt to fakt ;)
No cóż różnie to się zd
Ruchanie cipeczki dojrzałej laseczki - Nicole Aniston, Blondynki
Tatuś zawsze pomoże w potrzebie
Porno Zgwałcona

Report Page